Nad zakupem szczotki Tangle Teezer zastanawiałam się naprawdę długo. Czytałam dużo pozytywnych recenzji w internecie i słyszałam wiele dobrych opinii wśród moich koleżanek, ale nie byłam pewna, czy ta modny Tangle Teezer sprawdzi się również na moich włosach – lekko kręconych, puszących się, niezdyscyplinowanych. Jednak postanowiłam dać mu szansę i… od kilku tygodni nie wyobrażam sobie codziennej pielęgnacji bez niego!

Szczotka nie ma rączki, jednak dzięki odpowiedniemu wyprofilowaniu doskonale dopasowuje się do kształtu dłoni. To sprawia, że jest super-łatwa w użyciu. Ma ząbki o dwóch długościach. Producent zapewnia, że jest to zabieg celowy – po to właśnie, by bezboleśnie i skutecznie rozczesywać włosy każdego rodzaju. I to rzeczywiście działa. Zanim kupiłam Tangle Teezer długo używałam grzebienia z szeroko rozstawionymi zębami. O ile czesanie na mokro szło możliwie bezproblemowo, o tyle o czesaniu na sucho mogłam zapomnieć. Przy tej szczotce nie mam z tym najmniejszego problemu. Nic nie ciągnie, nie szarpie. Idzie szybko, sprawnie i przyjemnie. Po przeczesaniu na szczotce zostaje zdecydowanie mniej włosów niż na grzebieniu. Sam „zabieg” jest niesamowicie przyjemny, ponieważ ząbki szczotki delikatnie masują skalp. Jest to cudownie relaksujące. Producent wyszedł naprzeciw fankom pięknych akcesoriów, ponieważ szczotki występują w szerokiej gamie kolorystycznej, teraz też w różnych kształtach i wielkościach – dla każdego coś miłego.

Jeżeli jeszcze nie miałyście okazji przetestować Tangle Teezera – polecam Wam spróbować. Pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, że jest to szczotka dla każdej z nas – małej i dużej włosomaniaczki.

www.tuts.pl

ZOSTAW ODPOWIEDŹ